Legenda Kujawska - Szczwany huzar
Było to w piątek, dnia 4 października 1816 roku, w rok po traktacie wiedeńskim, kiedy cały stary powiat inowrocławski, do którego należał wówczas jeszcze strzeliński, przypadł znów królowi pruskiemu. Po powiecie włóczyło się samopas kilku żołnierzy ze szwadronu 7 pułku huzarów, którego załogą był Inowrocław.
Na drodze między Młynami i Książem spotkali się huzar Jan Zendrzwicki i gospodarz Mateusz Mrówczyński z Książa, o którym huzar się dowiedział, że sprzedał dwie fury siana za 100 zł i wraca z pieniędzmi do domu. Gospodarza prosił o skromny datek dla siebie na tabakę i gorzałkę. Kto wie, czy żołnierz nie byłby się zadowolił kilkoma groszami?
Mrówczyński jednakże zapewniał go i przysięgał na Miłość Boską, że w karczmie młyńskiej wydał ostatni grosz i nic mu nie zostało.
- Gdyby moja kwatera nie tak oddalona była – dorzucił Zendrzicki – można by nam obu dopomóc. Jeżeli ty nic nie masz i ja nic nie mam, pójdziemy do św. Antoniego. Czym on nas dzisiaj obdarzy, tym podzielimy się po bratersku pomiędzy siebie.
Ta figura św. Antoniego, ciosana z kamieni, znajdowała się ongiś w starej, drewnianej kaplicy św. Barbary w Rechcie na połowie drogi między Młynami a Sukowami.
Początkowo gospodarz Mrówczyński nie miał żadnej ochoty uczestniczyć w takiej, choć krótkiej pielgrzymce. Huzar Zendrzicki natomiast nie uwzględniał żadnych wynurzeń i zapewniał go, że św. Antoni jeszcze nigdy go w potrzebie nie zawiódł. Mówił to z taką przekonywającą pewnością, że gospodarz począł mocno wierzyć i nadziei nie tracić. Przy czym domyślał się, że w kaplicy jest może ukryty towarzysz lub współwystępca.
Lecz cała rzecz wzięła inny przebieg.
Gdy weszli do kaplicy św. Barbary, uklękli przed figurą św. Antoniego, huzar począł się niby nabożnie i żarliwie modlić.
- Teraz – rzekł on do gospodarza na ucho – teraz święty już skinął.
Wstał, zbliżył się do figury, przyłożył ucho do ust kamiennych świętego i wielce ucieszony, zwrócił się do gospodarza:
- Dwa złote podarował mi. Tkwią one już w mej kieszeni. Ku niemałemu zdziwieniu ze strony gospodarza, wyciągnął huzar z kieszeni dwie złotówki, które nawiasem mówiąc, już w kieszeni były, i podzielił się nimi po bratersku, do połowy, jak przedtem obiecywał. Rzecz była jasna jak na dłoni. Gospodarz w swojej prostocie zgodził się, aby huzar powtórzył to ciekawe doświadczenie.
Wszystko poszło gładko jak pierwszy raz. Huzar wracał od figury świętego z jeszcze większą radością, zacierając sobie ręce.
- Sto złotych podarował nam św. Antoni. Nuże, wstań, Szczęść Boże! W twojej kieszeni się one znajdują.
Gospodarz zbladł jak chustka. Gdy to usłyszał, osłupiał. Powtórzył stanowczo swoje zapewnienie, że naprawdę nie posiada szeląga. Huzar jednakowoż zachęcał go, aby świętemu ufał i zaglądnął do kieszeni, przecież św. Antoni jeszcze nigdy go nie opuścił.
Nie wiadomo czy dobrowolnie, czy ulegając przemocy, musiał gospodarz kieszenie przewrócić i opróżnić. Na wierzch przebiło się, dalibóg, 100 zł. Jak przedtem Mrówczyński od szczwanego huzara przyjął jednego złotego, tak teraz musiał swoje 100 złotych z nim podzielić. Nie pomogły żadne prośby i błagania.
Nazajutrz wniósł Mrówczyński skargę u rotmistrza szwadronu, lecz bezskutecznie, gdyż wpierw nie znał nazwiska huzara, a potem przy apelu nie mógł grabieżcę rozpoznać, tak podobni byli huzarzy do siebie z twarzy i munduru. Gdy szwadron w roku następnym opuszczał garnizon inowrocławski, żołnierze się popili. Huzar Jan Zendrzicki zaś chełpił się publicznie w gościńcu „Pod Czarnym Orłem” o swoich „niewinnych” napadach na Bogu ducha winnych gospodarzy kujawskich.
Skrytka:
Małe pudełeczko z ołówkiem. Koordynaty +/- 5m.
Powodzenia :-)
Small Container with pencil. Coordinates + / - 5m.
Good luck :-)