Ta skrzynka stanowi pierwszą część opowieści o Gintrze i jego organkach.
“Skołtunione gęste kłęby czarnego dymu, buchającego z wysokich kominów kopalni “Chwałowice” wolno rozpierzchały się po niebie. Bezszmerowo zwyrtały się i migotały szprychami olbrzymie koliska okratowanych, żelaznych wież szybowych. Uwiązane do stalowych lin windy, przypominające klatki dla dzikich zwierząt, z przeciągłym wizgiem zapadały się w ciemną głębię szybu.
Pokonawszy w szaleńczym tempie kilkaset metrów, zatrzymywały się na podszybiu, wypluwając ze swego wnętrza tłumy górników. Mężczyźni o szarych, zgaszonych twarzach, w skórzanych hełmach na głowach i z zapalonymi karbidkami w rękach, szybko rozchodzili się po przekopach i chodnikach, zdążając na miejsca pracy, gdzie czekały ich pot i mordęga.
Z głównego, wysokiego i szerokiego chodnika, zwanego przekopem, trzech posuwających się jeden za drugim górników skręciło w boczny korytarz o łukowatym sklepieniu. Jako pierwszy, mocno uderzając stopami o spąg, kroczył Emil Procek, potężnie zbudowany, prawie dwumetrowy mężczyzna w wieku około 40 lat. Za nim podążał gruby, podobny do beczułki osobnik, o zaokrąglonej, dobrodusznej twarzy, niejaki Hubert Baloniok. Na końcu drobił chudzitkimi nogami kilkunastoletni chłopak o dużych, melancholijnie patrzących niebieskich oczach. Nazywał się Ginter Kuźba i mieszkał ze swym ojcem Alfonsem, inwalidą górniczym, któremu na dole urwało nogę, w Chwałowicach na starym osiedlu".
Fragment pochodzi z książki “Tajemnice Rybnickich Dzielnic” J. Buczyński, Wydawnictwo RAW
Skrzynka jest schowana w miejscu, w którym kiedyś dziesiątki lub setki metrów pod ziemią skręcać w korytarz mógł Ginter Kuźba :)