Skip to content

Do widzenia, panowie. Traditional Geocache

Hidden : 9/24/2019
Difficulty:
1 out of 5
Terrain:
1.5 out of 5

Size: Size:   micro (micro)

Join now to view geocache location details. It's free!

Watch

How Geocaching Works

Please note Use of geocaching.com services is subject to the terms and conditions in our disclaimer.

Geocache Description:


Do widzenia, panowie. Niedługo wszyscy się tam spotkamy. To ostatnie słowa Władysława Mazurkiewicza - człowieka, który w garażu na wprost zamurował ciała dwóch swoich sąsiadek.

W latach 1940 - 1955 jego ofiarą mogło paść ponad 30 osób. Mimo to, w momencie gdy na wokandę trafiła sprawa Mazurkiewicza nikt nie mógł uwierzyć, że ten szanowany obywatel Krakowa może być zamieszany w jakiekolwiek działania przestępcze. Był on człowiekiem bardzo znanym i zamożnym. Zawsze elegancko ubrany, a wobec ludzi zachowywał się nienagannie. Umiał rozbawić towarzystwo i dobrze grał w brydża. Dlatego po latach dorobił się przydomka Elegancki Morderca.

To, co odróżnia go od wielu seryjnych morderców to motyw. Mazurkiewicz nie zabijał z powodu zemsty czy choroby psychicznej. Robił to dla pieniędzy. Traktował to jak zwykłą robotę. Wyrachowany i z zimną krwią zawsze upewniał się, że jego ofiara posiada coś wartościowego. Uczynił z tego swoje źródło dochodów.

Elegancki Morderca był mistrzem podwójnej osobowości. Idealnie oddzielał pracę od życia prywatnego i na zewnątrz wydawał się być przykładnym obywatelem. Oficjalnie był instruktorem w Polskim Związku Motorowym, a po cichu spekulował walutami. W czasie wolnym pomagał milicji. Jako jeden z niewielu posiadaczy samochodu woził zaprzyjaźnionych oficerów do pracy. Jego sąsiadka, przyszła ofiara, zeznała: częstował dzieci czekoladą i regularnie jeździł na grób ukochanego psa do Woli Justowskiej. Został pracownikiem Polskiego Czerwonego Krzyża, jeździł z transportami przesiedleńców, pracował jako przedstawiciel handlowy, a nawet orzekał w kolegium karno-administracyjnym.

16 marca 1943
Pierwsza próba rabunku nie powiodła się. Mazurkiewicz zaprosił swojego kolegę Tadeusza Bommera na spacer na wały Rudawy pod pretekstem handlu złotem. Poczęstował kolegę wódką oraz kanapką z szynką i cyjankiem potasu. Bommer nie odmówił - w tych czasach mięso to był nieczęsto kupowany towar. Na szczęście znał działanie trucizny i gdy tylko poczuł charakterystyczny migdałowy smak, przerwał jedzenie. Cudem przeżył, a sprawa szybko ucichła dzięki ogromnym wpływom Mazurkiewicza.

7 grudnia 1943
Morderca uczył się na swoich błędach. Pół roku później umówił się z kolegą biznesmenem Wiktorem Zarzeckim poznanym w karciarni na zakup 1200 dolarów. Miał być tylko pośrednikiem między nim, a kupcem - właścicielem wapiennika z Pychowic. Na miejscu poczęstował kolegę herbatą z cyjankiem potasu. Tym razem otrucie poszło zgodnie z planem. Władysław ograbił znajomego z pieniędzy przygotowanych na transakcję. Zwłoki umieścił w łódce oraz pozwolił im spłynąc z prądem Wisły.

17 lipca 1945
Władysław Mazurkiewicz postanowił być bardziej skuteczny. Półtora roku później handlarz Władysław Brylski zaproponował Władysławowi kupno dolarów. Przestępca zgodził się na transakcję i w drodze na Bielany postrzelił sprzedawcę w głowę. Znalazł przy zwłokach 160 000 złotych, a wszystkie inne przedmioty znalezione przy ciele spalił. Zapakował ciało z ciężkim kamieniem do worka, następnie do samochodu. Pojechał nad Wisłę i opalał się do zmroku, aż wszyscy ludzie się rozejdą. Wtedy wrzucił ciało do rzeki jak najdalej od brzegu potrafił.

25 października 1945
Tym razem znowu Mazurkiewicz ledwo uniknął złapania. W garażu zabił Józefa Tomaszewskiego, bankowca który właśnie jechał przeprowadzić największą transakcję w swoim życiu. Chciał kupić dolary za 200 000 złotych. Zwłoki morderca postanowił wywieźć 30 km na zachód od Krakowa do wsi Brodła. W takiej okolicy przejeżdżający samochód był nie lada wydarzeniem, a co dopiero tak luksusowy. Nic więc dziwnego, że Władysław wzbudził zainteresowanie całej wsi. Zlekceważył fakt, że został już widziany przez wiele osób. Zatrzymał się na polnej drodze i wrzucił worek do rowu. Jakby jeszcze miał mało pecha, zagrzebał koła samochodu tak, że nie mógł odjechać. Poprosił miejscowego rolnika o pomoc wręczając mu 60 złotych. W tym momencie mógł już mieć pewność, że przynajmniej jedna osoba rozpoznałaby go po twarzy. Miejscowa ludność od razu zgłosiła zajście na milicję. Niedługo potem dostał wezwanie na przesłuchanie. Zeznał że rzeczywiście przejeżdzał w tym czasie i w tamtym miejscu, jednak wcale nie zatrzymał się, by wyrzucić dowód zbrodni, lecz był tylko przejazdem do zakonu w Alwernii. Sprawę prowadził jego kolega prokurator. Na dodatek zapewnił sobie fałszywe alibi. Znajomy pracownik PCK zeznał, że jechał wtedy razem z nim, natomiast znajomy zakonnik zeznał że Mazurkiewicz odwiedził go wtedy w klasztorze. W aktach sprawy pozostał zapis, że w tym samym czasie musiały jeździć po wsi dwa takie same samochody. Śledztwo zostało umorzone, a morderca wypuszczony z aresztu. Ukradzione pieniądze przeznaczył na wynagrodzenie dla obrońców, a pozostałe szybko wydał na hazard.

28 maja 1946
Na następną ofiarę wybrał Jerzego de Laveaux, który mieszkał na tym samym piętrze. Sąsiad w czasie wojny wzbogacił się handlując z Niemcami. Kiedy jechał z Mazurkiewiczem jako pośrednikiem odebrać zakupioną skórę podeszwową do Bielan, mężczyzna postrzelił Jerzego w głowę. Okradł go z wartościowej biżuterii, a następnie powtórzył akcję z udawaniem plażowicza.

16 maja 1955
Po śmierci Jerzego, Władysław zaprzyjaźnił się z jego żoną Jadwigą. Nawet później byli ze sobą w związku. Kobieta darzyła go dużym zaufaniem i dała mu na przechowanie swój majątek. Kiedy później Jadwiga zażądała zwrotu swoich przedmiotów, Mazurkiewicz zmyślił, że Urząd Bezpieczeństwa planuje dokonać u niej rewizji. Przestępcę drażniło, że Jadwiga nieustannie domaga się zwrotu swoich pieniędzy. W końcu oznajmił jej, że wszystkie kosztowności przechowuje w schowku pod samochodem. Pod pretekstem zwrotu zaprosił Jadwigę do garażu urządzonego na schludny pokój. Poprosił sąsiadkę o pomoc w przestawieniu samochodu. Kiedy ta usiadła na fotelu kierowcy, Mazurkiewicz postrzelił ją w głowę. Dwie godziny później zaprosił do garażu Zofię Suchową, siostrę Jadwigi, jedyną osobę, która wiedziała z kim spotkała się ofiara. Zapraszając ją wgłąb pomieszczenia, z użyciem tej samej broni dokonał zabójstwa. Obie kobiety zakopał w garażu, wylał w to miejsce cement, a następnie przykrył dywanem.

24 września 1955
Jako kolejną ofiarę upatrzył sobie Stanisława Łopuszyńskiego. Zdeklarował mu pomoc w zakupie kolekcji zegarków z przemytu morskiego w Zakopanem. W drodze powrotnej samochód prowadził Mazurkiewicz. Kiedy jego pasażer zasnął, morderca wyciągnał broń i postrzelił Stanisława, jednak nie trafił skutecznie. Hałas obudził Stanisława. Mazurkiewicz przeprosił pasażera tłumacząc że dla żartu odpalił petardę hukową. Stanisław żył w takim stanie kilka dni, aż do pojawienia się nieznośnych bólów głowy, więc wybrał się do szpitala. Prześwietlenie wykazało kulę wbitą w część potyliczną czaszki. Zeznania Stanisława na powrót wpakowały Mazurkiewicza do aresztu.

Nie przyznał się do winy. Wyjaśniał, że Stanisław podczas wyjazdu był pijany, a na noc nie przyszedł do hotelu, więc jego zeznania nie mogą być wiarygodne. Zarządzono dokładne przeszukanie nieruchomości Mazurkiewicza, jednak nic nie znaleziono. Dopiero po dwóch miesiącach, podczas kolejnego przeszukania garażu zauważono na podłodze plamę świeższego betonu. Ciała kobiet zostały wykopane. Mazurkiewicz przyznał się do tych zabójstw, a swoje czyny tłumaczył, że posprzedawał wszystkie zdeponowane przez kobiety kosztowności, a pieniądze wydał i nie miał jak oddać. Niedługo potem przestępca został oskarżony o inne zabójstwa, jednak nie wszystkie zostały udowodnione. Ostatecznie Mazurkiewicz przez kilka dni dokładnie opisywał jak dokonał swoje zbrodnie.

29 stycznia 1957
Na obronę Mazurkiewicza ostatecznie zdecydował się kontrowersyjny adwokat Zygmunt Hofmokl-Ostrowski. Podjął on linię obrony w której wskazywał, że zostały zamordowane osoby niepełnowartościowe w socjalistyczym społeczeństwie. Na dodatek tłumaczył, że zbrodnicza osobowość Mazurkiewicza jest wrodzona i nie miał na nią wpływu. Pomimo zdeterminowanej i brawurowej obrony, Mazurkiewicz został skazany na ośmiokrotną karę śmierci. Wyrok wykonano na szubienicy o godz. 19:20 w więzieniu na Montelupich.


Brama kamienicy Władysława Mazurkiewicza.


Ogłoszenie w gazecie.


Władysław Mazurkiewicz na ławie oskarżonych.


Adwokat Zygmunt Hofmokl-Ostrowski, oskarżony Władysław Mazurkiewicz, milicjant Władysław Warchał.

Additional Hints (No hints available.)