Rumia otrzymała prawa miejskie w 1954 roku. Z Wejherowem i Redą tworzą Małe Trójmiasto Kaszubskie.
"Port lotniczy" na tym terenie funkcjonował w latach 1925-1974. Niewielkie lotnisko było wyposażone w kilka hangarów. Służyło ono głównie potrzebom Morskiego Dywizjonu Lotniczego, którego główna siedziba znajdowała się w Pucku. Keszerom, którzy buszowali już po Pucku MDLot powinien być doskonale znany :). Na początku lat 30., z powodu szybkiego rozwoju pobliskiej Gdyni, podjęto decyzję przeznaczenia rumskiego lotniska dla celów cywilnych. 1 maja 1935 uroczyście otwarto lotnisko, którego oficjalna nazwa brzmiała Port Lotniczy Gdynia w Rumi-Zagórzu. Uruchomiono stałe połączenie z Warszawą i Krakowem, z czasem pojawiły się kolejne - również międzynarodowe. Lotnisko obsługiwało ponad 3000 pasażerów rocznie. Okres wojenny to najpierw bombardowania lotniska wykonywane przez Luftwaffe, później po walkach w całym regionie przejęcie obiektu przez Niemców i dostosowanie go do celów wojskowych. W Rumi powstały zakłady przemysłu lotniczego: Apparattebau Gotenhafen G. m. b. H. Rahmel (Rahmel–Sagorsch) i Flugzeugwerk-Kurt Kennenberg, produkujące części samolotowe. Dla ich potrzeb zarekwirowano m.in. tereny i wyposażenie zakładów przemysłu drzewnego w Zagórzu, fabrykę B. Kaszubowskiego. Montowano tu i testowano nowe samoloty Focke-Wulf FW–190 A, Heinkel He 111 i Junkers Ju 288 oraz szkolono strzelców pokładowych. W mniejszych zakładach wytwarzano między innymi spadochrony, wyposażenie samolotów i lotników. Po wojnie, do 1952 lotnisko służyło jako zapasowe lądowisko dla dywizjonu nocnego oraz miejsce szkolenia spadochroniarzy. Obecnie po lotnisku nie ma w zasadzie śladu. Teren został przejęty przez budownictwo mieszkaniowe.
Jeszcze kilka słów o ulicy Żwirki i Wigury, która przebiega blisko kesza. Przed wojną planowano poprowadzenie równolegle do jezdni linii kolejowej, łączącej bramę lotniska ze stacją węzłową w Rumi leżącą na linii Gdańsk Główny - Stargard. Patroni ulicy to ludzie zasłużeni dla lotnictwa w Polsce, ale to temat na oddzielną skrytkę.
Trudność kesza nie polega na jego ukryciu, gdyż to jest dość oczywiste, ale w samym podjęciu. Miejsce jest jak na Rumię bardzo ruchliwe i łatwo spalić miejscówkę. Proponuję 3 opcje. 1 - podejmować w nocy, 2 - podejmować w grupie z odpowiednią "zasłoną", 3 podejmować gdy ma się pewność, że nikt nie patrzy. Z keszem najlepiej odejść na chwilę, wpisać się na uboczu i równie dyskretnie odłożyć. Powodzenia!"