
Było kilka dni po dniu zimowego przesilenia, w tubylczym elfim języku znanym jako Midinváerne. Novigradzkim gościńcem podążały konno dwie zakapturzone postacie. Zakapturzone, bo wieje jak w redańskiem. A i pogoda jakaś niezbyt sprzyjająca na dalsze wyprawy, co najwyżej z pieca pod pierzynę. Niby dzień dłuższy, a śniegowe chmury wisiały nad horyzontem.
Postacie poruszały się konno - jednej z nich spod kaptura wystawało rondo kapelusika, a drugiej zza pleców wystawały dwie głownie mieczy.
Gościniec był nowy, widać za imperialne pieniądze niedawno zrobiony, więc i podróżni poruszali się żwawo do przodu. Wokół pusto, czasem tylko jakiś drabiniasty wóz wieśniaczy przetoczył się w oddali. I byłoby nawet cicho, gdyby nie wiatr zawodzący w okolicznych brzozach. I gdyby nie rozmowa owych zakapturzonych postaci.
- Widzi mi się, Geralt, że trzeba by jakiego noclegu poszukać. Jeszcze trochę do granicy zostało. Tu jakieś wioski są przy trakcie, a jak pojedziemy dalej tylko lasy i bagniska. Ani obroku ani dobrej karczmy z wyszynkiem.
Druga postać jedynie wzruszyła nieznacznie ramionami.
- Coś rześ jakiś markotny. Nowy ład ci w królestwie nie pasuje? No zobacz tylko - środek zimy i wszystko kwitnie. Taki mamy klimat.
- Zamilcz, poeto. Nie wiem co piłeś, ale dałbyś łyka - rzekł ten z mieczami.
Tu jedna z postaci, ta w kapturze, spod którego wystawało rondo kapelusza, sięgnęła do sakwy i wyciągnęła zgrabny bukłaczek. Niestety, nie chciał zabulgotać zawartością i poeta ze złością go schował.
- No to mamy przechlapane, nawet gorzałka się skończyła. Trzeba coś kupić po drodze.
- Jaskier, święto mamy. Wszystko pozamykane edyktem królewskim. Poza tym w sakiewce pusto.
Jaskier westchnął.
- Tak, nie obłowiliśmy się w tych Łomiankach ostatnio, wiedźminie. Burmistrz się wściekł, że mu przydrożne szyldy niszczymy i nam grzywnę wlepił. Że niby takie ślady to pochodnia nie zostawia.
- Nie będą moim imieniem po gościńcach kupczyć. To za tego wymalowanego stalowego wilka podobnego do różowego pudla. I już.
- Nie będą, ale jeść coś trzeba. Nie słyszałeś, żeby jakiej roboty w okolicy nie było?
- Rozglądać się trzeba, może coś na jakimś nowym przydrożnym szyldzie znajdziemy? O patrz tam, ten zielony!
I oczom podróżnych ukazał się piękny szyld przydrożny, a na nim widniała bardzo zachęcająca do zjechania z gościńca ilość potencjalnych potworów.
- Geralt, czy ty widzisz to co ja?
- Radom Centrum Potworów - przeczytał Wiedźmin. I uśmiechnął się paskudnie pod nosem. I zobacz ile. Do emerytury mi roboty wystarczy.
- Radom? Czy to nie tutaj grasuje Chytra Baba?
- Masz rację Jaskier, schowajmy nasz dobytek tu pod krzakiem, żeby nie przeszkadzał w łowach, i ruszajmy za drogowskazem. A na Chytrą Babę też się jakiś znak wiedźmiński znajdzie.

[PL]
ZADANIE:
Gdzie zostawili swoje bagaże owi podróżni?
Popatrz na drogowskaz, który tak ich zachęcił. Tam jest zapisana pewna liczba.
Weź 4 pierwsze cyfry ze współrzędnych N i zostaw je w spokoju. A teraz odejmij liczbę potworów i odejmij ją od 916, ni mniej ni więcej. Dokonawszy obrachunku weźmij pierwsze 5 cyfer z E i takoż zostaw je w spokoju. Teraz rozważnie dodaj 6 do liczby potworów i zapisz sobie je na pergaminie. Wyciągnij swoją mapę i zaznacz krzyżykiem swój skarb. Ruszaj śmiało, a popołudniowe słońce rzuci twój cień na pojemnik. No chyba, że przyjdziesz w nocy.
[EN]
TASK:
Where did these travelers leave their luggage?
Look at the signpost that encouraged them so - with word Potworów (Monsters). A certain number is written there.
Take the first 4 digits from the N starting coordinates and leave them as they are. Now take the number of monsters and subtract it from 916, no more or less. Having done it, take the first 5 numbers from E and leave them without changes. Now carefully add 6 to the number of monsters and write it down on the parchment. Pull out your map and mark your treasure with a cross. Go ahead and the afternoon sun will cast your shadow over the container. Unless you come at night.