Tutaj znajdziesz pozostałe części serii:
Uwaga - nie bez powodu zagadka ma atrybut Field Puzzle - wiedząc już, o co chodzi w zagadce, udaj się na współrzędne początkowe! Ponadto proszę o zostawienie obu etapów tak, jak były - z zachowaniem w pierwszym etapie losowości, a w finale - z niepoplątanym sznurkiem!
Miło było pomóc żołnierzykom, ale dalej czekało mnie wyjaśnienie sprawy niechcianego portalu, który ni stąd, ni zowąd pojawił się w mojej łazience. Podczas gdy pomagałem małym wojownikom, zniknął portal do mojego domu - natomiast nieco dalej pojawił się inny. Stwierdziwszy, że nie mam innego wyjścia - tutaj jak okiem sięgnąć, rozpościerała się murawa i nic poza tym - przeszedłem przez niego.
Od razu ogarnęło mnie wrażenie, że już tu kiedyś byłem. Znalazłem się na betonowym boisku do koszykówki. Dookoła rosły palmy, w oddali widać było wysokie szklane wieżowce, a po drugiej stronie tory kolejowe.
Nagle poczułem rękę na swoich ustach i pistolet przy głowie.
- Idziemy - powiedział z amerykańskim akcentem głos nieznajomego. Szliśmy - a właściwie biegliśmy, porywacz się wyraźnie spieszył - aż do torów kolejowych, ciągnących się w szerokim wykopie.
- Zeskakuj - warknął nieznajomy. Z lufą przy skroni wykonuje się każde polecenie. Weszliśmy pod wiadukt drogowy. Puścił mnie, ale dalej trzymał na muszce.
- Dobra, tutaj mnie nie będą szukać, przynajmniej na razie - powiedział. Był wysokim, czarnoskórym mężczyzną w białej podkoszulce i w dżinsach. Byłem niemal pewien, że już go gdzieś widziałem, ale uznałem, że nie byłoby zbyt bezpieczne o tym wspominać.
- Widziałem, że przechodziłeś przez portal - powiedział. - Ściga mnie policja - radiowozy, helikoptery, wszystko. Nie wiem, co takiego im zrobiłem, ale w każdym razie potrzebuję zaklęć. Dwóch zaklęć, każde na siedem liter. Wchodziłeś przez portal. Nie jesteś stąd, na pewno je znasz.
W jednej chwili wszystko ułożyło mi się w głowie i uświadomiłem sobie, że rzeczywiście znam te zaklęcia. Podałem mu je, on je wypowiedział i... wszystkie syreny ucichły, jakbym nagle stracił słuch. Absurdu tej sytuacji dopełnił nieznajomy, dając mi pistolet i mówiąc:
- A teraz strzel. We mnie.
Mając świadomość, że nic się nie powinno stać, odszedłem na kilka metrów i strzeliłem mu w pierś. Kula trafiła go na prawo od serca i odbiła się od niego, lądując pod nogami. Nieznajomy z wyraźną ulgą na twarzy powiedział:
- Dzięki, stary! No, to teraz możemy iść na piwo. Ja stawiam!
- Ja też mam pewien problem - powiedziałem.
- Jaki? Z wielką przyjemnością się zrewanżuję!
- Jak widziałeś, trafiłem tu przez portal, i teraz chciałbym wrócić do siebie. Tamtędy nie wrócę, bo to droga bez wyjścia.
- Nie bój nic, w barze, do którego idziemy, jest mnóstwo portali, na pewno znajdziesz coś dla siebie.